trochę rozdrażniona. drażnią mnie moje ręce i nogi. czasami mam wrażenie, że wcale nie są moje. znowu to głupie uczucie niedoskładania. jak na nieprzykręconych śrubkach.
tyle czekania na tą wiosnę, a teraz ją widzę, ale nie czuję jej wcale.
ciągle to spanie, ziewanie, ogólne zmęczenie, gdy tylko się wstaje.
ale wstałam i dziś i znalazłam pod szafką kajecik z maturalnej..
- co ty sobie myślisz ty skunksie ty
- a co mam sobie myśleć?
- jak mogłaś? pogrążyłaś erytrocyty K, które wstąpić na jego twarz musiały, jesteś cham. I nie przypominaj mi o mojej biedocie komórkowej ps. jesteś cham
- ale i tak cię kocham BOŻE JAKI PIĘKNY DZIEŃ!!!!
- ty kwoku a mi się chce bluzgać ps. pobluzgajmy się
- ty pierdolona zasyfiona wujkojebczyni
- aaa idź ty infekcjo ropna o piersiach XXXXXXS
- ty zażygana ściero i tak mi nie popsujesz humoru, nawet tym swoim syfiastym słownikiem i zepsutym spojrzeniem zdechłej koali
- 11:59:17 kuję z pierścienic
- pamiętaj, że dżdżownica ma segmenty i tyle, cuj z resztą. amen. ucz się ryb. ryby będą. zaklinam na całość, że będą nasienne i ryby. burczy mi. odejdź w pokoju.
- o meduzo, jakże śliska jest twoja mać
- to wina Gomułki:>
- hym.. idziemy? będzie faaaajnie, paczatarez :-)))) i've got what i wanted i've got my eyes turn on the wall my darlinggg.. i wish you wrote something to me
- so, hmmm.. nie pęknę i pójdę:P ale wiesz jak ja nie lubię tego robić. jak wypady Za Blok to dla mnie dramatycza katorga. ale czego się nie robi dla Sraka. tak bardzo nie chcę iść. płaczki oczy moczą jak sobie pomyślę o kolejnym pobycie Za Blokiem. żal wyciska mi serce. ale pójdę i dojdę o ile ból nie rozerwie mi wnętrzności, o ile tęsknota za spędzeniem przerwy wśród najdroższych kolegów w szkole nie zatrzyma mnie w jej murach. bzzzz
- jak tak piszesz, to i mi kryształowe łzy zbierają się w koncikach oczu (tych co to je mam skierowane w ścianę), łzy te powolnym szumiącym strumieniem spływają wprost na mój daremny konspekt. i jak już tak sobie płaczę i w ścianę patrzę, to także odczuwam iż perspektywa Za Bloku przeraża mnie i napawa obrzydzeniem. bo jak nie obrzydzić ma perspektywa siedzenia sobie w słoneczku, słuchania szumu wiatru , spoglądania na fruwające ptaszki i zdechłe splątki i .. delektacja - powolna i pełna - FUJ, PRZECIEŻ TO STRASZNE!
- swoją drogą.. jakie to przykre, że zapisujemy ta piękną czystą kartkę. jak cierpieć musi tabula rasa, w którą pchamy słowa nic nie warte, a jakże błahe i puste. hmm.. błoże mój.. pomyśl.. szkoła nas zabija. chodząc codziennie do budy średnio na 7 godzin, to jest 6 przerw po jednym, to jest pół godziny, nie, bo jeden to 8 min, czyli 48 min mniej życia, co daje 230 min tygodniowo! 4 godziny życia co tydzień odbiera nam szkoła, ohyda:/
- pomyśl, gdybyśmy nie chodziły do szkoły, to miałybyśmy więcej czasu i delektowałybyśmy się nie co 45 minut, ale co 0,5 h! do tego nie przez 7 godzin, dziennie ale przez 24! co w sumie daje 12 fajek dziennie, jeśli przyjąć, że jeden to 8 minut to daje to 96 minut, czyli 1h i 36 min, czyli ponad półtora godziny, ja tam jednak jestem zdania, że szkoła nas ratuje!
kocham cię Srako debilu heheheh :) ps. i wiesz kwoku, rzucam te nasze faje w cholere, tylko jeszcze 2 dni:> ps2. spadówa:P ja też w to nie wierze, ale poeksperymentować zawsze można ;)