nie wiem co zrobić. nosze w żołądku niezidentyfikowane ciało obce, które nie daje mi się dobrze wyspać, drażni neurony sumienia.
aktualnie ciągle rozchodzi się o interes oknowodrzwiowy, klejowy, pedzlowy, gipsowy, szpachlowy, ościeżnicowy i nieodłącznie wiążący się jak pan bóg nakazał z pacami styropianowymi. chcę tam zostać.. bo raz E., opróćz tego że ma zjechane poczucie wszystkiego jest świetną towarzyszką tych gupich wydłużających się na maksa, oszukujących mnie za pomocą wskazówek zegara ośmiu godzin, dwa kierowniczka z którą można konie kraść jest genialnym przykładem kierowniczki z którą te konie kraść można. a z drugiej strony... ja się tam nudzę:/ potrzebuje coś robić, a nie siedzieć 8h na dupie, bo tego jeszcze nie umiem i tego i tamtego. porażka. nie ma szans że połapie czym się różni pięczio od trzykomorowego okna, bo mi to wisu ile tych komór tam ma i nie kapiszi poczemu ludzie sobie życie utrudniają. przez ten tydzień niczego oprócz obliczania rabatów, vatów i wyceny okien się nie nauczyłam. no może jeszcze udoskonaliłam umiejętności w robieniu kawy i zamiataniu podłogi. i teraz tak, zrezygnuje to cały świat wytknie mnie palcem i będzie drwił, że nie dałam rady i było wiadomo już na starcie. grr nie wiem czy się męczyć dalej czy odpuścić i mieć wszystkich gdzieś jak się komu coś nie podoba.
jedyny plus to to że 8, w sumie z dojazdem 9 godz. poza domem.. coś genialnego. wychodząc zamykam za sobą drzwi i zostawiam myśli co ich za wiele tutaj. niech duszą się same.
w sumie to nie jestem obliczalna chyba. bo 2+2 to ile to było?
transformery.. hm. jak na kogoś kto oprócz bionicle nie trawił nic w tym kierunku świetnie zapominałam o pękającym pecherzu. genialny film. genialny.
mówię do mnie ja jak niżej podpisana.
ja.