ech. jestem masochistyczną świnią. nie umiem odmawiać. fajnie fajnie, dzwoni do mnie szwagier wczoraj że znajomy szuka do pracy logistycznej, bieganie po urzędach , załatwianie spraw zusowych i innych pierdół. chciałam pokazać światu jaka to ja nie jestem, więc skoro praca - jak sobie wymarzyłam - sama przychodzi mi pod drzwi, to jej otworzę :P poszłam dziś rano wypytać co i jak, nie wiedząc zupełnie jaka to działka etc. to była moja pierwsza w życiu rozmowa kwalifikacyjna, ba kwicząca rozmowa kwalifikacyjna jak się okazało, bo.. to firma budowlana. że też ja mam takie przyzwyczajenia z egzaminów ustnych, że ciągły banan na ryjku trza trzymać, z wszystkiego być zadowolonym i robić wsio żeby wyjść jak najlepiej. tu powinnam wyjść, ale z tej rozmowy :P porażka XD tak więc uśmiechałam się, zapewniałam że się szybko uczę, i w ogóle jestem jednym wielkim superlatywem, w duchu modląc się żeby to szef stwierdził że to chyba nie działka dla mnie - jednym słowem wyznał to co mi przez gardło przejść nie mogło. jestem tak asertywna, że aż mnie to słowo boli:P no.. wyszłam z tej rozmowy zapewniając, że od poniedizałku stawiam się o 8ej i praktykuję na zasadzie wolontariatu pracę biurową przez 2 tyg, co ma polegać na doradzaniu klientom, składaniu zamówień, telefonowaniu (czego nienawidze totalnie), i ogólnym zdobywaniu wiedzy o pcv, klejach, śrubkach, pędzlach, farbach, cemencie i innych rzeczach, których mi na pedagogice nie wpajano;p to w sumie taki lol trochę, bo ja wiem że dla mnie to kosmos i szef wie, że dla mnie to kosmos, ale ja wiem, że szwagier jest kumplem szefa i szef też to bierze pod uwagę. czy to wtopa w gówno:>? które wsyśnie mi resztę wakacji i moje skromne za grosze nie budowlane życie;p