• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

aaaaa kysz............. na zdrowie.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Kwiecień 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Grudzień 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005

Archiwum marzec 2006


Bez tytułu

zaspanym krokiem w zwolnionym tempie podeszłam do puszki. wyglądała jak puszka, nikt nie spodziewałby się jej niecnych planów. nic podejrzanego, nic zapowiadającego jakikolwiek dramat. pociągnęłam zawleczkę, czy jak to tam nazwac. nie ruszyła. użyłam więc dwóch dłoni jednocześnie zastanawiając się jak komicznie wyglądałabym na poligonie przytrzymując granat między kolanami i zrywając zabezpieczenie dwoma rękami. tym razem ruszyła. choc w tym miejscu wskazane byłoby ując to jako 'kurna, zawleczka uleciała'. po prostu przeruszyła, no nieważne. od tej chwili puszka zawleczki jako takiej już nie miała. wtedy przyszedł czas abym przyjrzała się jej lepiej. wyglądała jak puszka. niczego nowego nie udało mi się odnotowac. dłonią sięgnęłam po otwieracz, co zadzwijające, do.. puszek. przymierzyłam z dwóch stron, wybierając tą wygodniejszą. jakże dumna byłam z własnych skromnych umiejętności, kiedy udało mi się zrobic.. dziurę. była średniej wielkości, choc raczej bardziej mała niż duża. na nic otwieracz w dalszych etapach. ani nie drgnął. wspaniałomyślnie zaczęłam podważac pokrywkę puszkową dłonią lewą. było wspaniale, cudownie, powoli atmosfera rozeuforiowywała. nie zauważyłam nawet kiedy mocnym niż dotąd pociagnięciem brzeg pokrywki z pewną jej częścią znalazł się w palcu wskazującym dłoni, którą się posługiwałam. zawiasnęłam na moment, ale i tak jak na mnie dośc szybko do mnie dotarło, że w palcu swoim posiadam przedmiot nie należący do mnie organicznie,w ięc dobrze było się go pozbyc. wyjęłam. patrzyłam. zgięłam go. rozcięta linia rozchyliła dotą scalone ze sobą tkanki. pojęcia wcześniej nie miałam, że kości naprawdę są białe. moja była kremowa, coś jak ecri. ta, to ecri było. pobiegłam oddac wspaniałomyślnie krew, która się sączyła jak oszalała, do zlewu. poczułam ból jednoczesny ból kości oraz gorąco bijące z całej dłoni. palec siniał w oczach. zawahałam się, ale ciekawośc zwyciężyła.. jeszcze raz rozchyliłam tkanki, by poznac się od środka. z artycznego wykroju wyslizgiwac się zaczeła tkanka bodajże, choc wyglądało podejrzanie. to było jak kuleczki małe zmieszane z jakąś papką, momentami miałam wrażenie, że nawet musują. chcąc, czy nie chcąc, trafiłam do szpitala. założyli mi plaster.

18 marca 2006   Komentarze (1)

Bez tytułu

kolejny miesiąc czarów i marów i bajków i wariactw i rasistowskich nawróconych na cytrusy świreństw. fonicznie no nawet ładne to słowo. thx :)
nauczyłeś.. jeny, ile tego.
nvrm:*, sam wiesz
i sry, że Ci świat komplikuje..
z resztą mi to bardzo odpowiada i nie zamierzam rzucic tej profesji:> heh, jutro kolejna dawka pistacjowych odcieni. kiedyś sie kupowało lody w proszku i robiło samemu, to ohydne było. pamiętam, że za ostatnie grosze, tfu, tysiące w tamte ongiś na zielonej szkole kauczuka w kiosku kupiłam. wylałyśmy ze sztefką wode po praniu z michy na chłopaków z torunia i za kare trzeba było 20 działań na dodawanie i odejmowanie od 0 do 10 zrobic. pamiętam jak wściekle kopałam piłką w ścianę. rynna odpadła. pamiętam rozmowy ludzi, którzy myśleli, że jak człowieczek jest małym berbeciem, to jest głuchy. pamiętam jak wysuszyłam chomika, bo nie dałam mu na noc wody - rano zeschnięty leżał. mało wytrzymały jakiś był:/ pamiętam jak oskarżona zostałam dosłownie o "pęknięcie" psa, bo się najadł drożdży, których opakowania nie zamknęłam. żyje do dziś. pamiętam jak potwór z widelcem miał wlewac mi do brzucha wiadrami krew, bo pani w przedszkolu powiedziała, że mam za mało. pamiętam jak w przedszkolu wyszłam z sali zrobic siku (mniemam że do toalety, chociaż tego nie pamiętam), a jak wróciłam na szafkach stały kisiele. dla mnie to był cud. do dzisiaj pojąc nie umiem jak one się tam zczaiły. tak ciepło mi było. i pamiętam jak z nudów powiedziałam rodzicom, że będziemy robic w przedszkolu kaczke i mam przyniesc rajstopy i dużo liści. zmyślałam nałogowo. Tata wstał o 6 rano liście mi zbierac, pamiętam jak stałam w oknie;)
a teraz to trochę mi dziwnie. taką babą przy tamtym jak zwał tak zwał lecz ongiś -> 'dziabągu' się czuję:/
nie chcę daty, nie chcę mogiły. to ma byc kremacja -> pudełeczko.
ps. taaaaa, te upierdliwce przy kursorze specjalnie dla ciebie;)

16 marca 2006   Komentarze (2)

Bez tytułu

Sztir, jak już tu jesteś, to musze ci wyznac, że jesteś debilem nieprzeciętnym. przez ciebie obumarło mi dzisiaj połowe pozytywnych emocji i chęci do czegokolwiek. nigdy więcej na żaden wykład do świstaka nie idę. nie zrobisz mi tego. jak zamykam oczy to widzę tą ohydną torsjotwórczą pistacjową ścianę..
normalnie bym wpisała tu twoją odę o mnie, ale musiałabym cenzurowac dane osobiste, żeby ci co tu się czają i udają, że tego nie robią mogli to robic dalej. skomplikowana sprawa, wtajemniczeni wiedza o co chodzi;) więc wybacz młotku, ale kiedy indziej twoją sztukę ujawnimy na tymże jakże prymitywnym blacie artystycznym jakim jest blog.
dobra. do rzeczy. jak mnie wszystko wpieniaaaaaaaaaaaaaaaaa. znowu jest to samo co wczoraj. tylko, ze wczoraj żyłam prawie że bezfajkowo, to można to jeszcze jakoś tłumaczyc, dzisiaj niet, dzisiaj miało byc dobrze. ciągle o tym śnie pieprzniętym myślę, nie mam z kim o tym pogadac, jestem wkurzona i wkurzająca przez moje wkurzenie i ogólnie nic tylko iśc spac. ale jak ja mogę iśc spac, kiedy ja spac nie mogę:/ nie potrafię dojśc dp wyrka. siedze tu jak kretyn i w monitor się gapię. gram w dofusa non stop. kimam 3 godziny. kłócę się. gram. kłócę się. no ale te pistacje. no zamykam oczy i widze zieleń ohydną, się czai na leśną. no i kto ma ciekawsze życie, ja czy daltonista i czy życie kolorem można mierzyc? no ta, a krety? jak to z kretami, one kolorów nie mają.. kretowisko mają:> no to kto ma lepiej, kret z kretowiskiem czy człowiek z kratowiskiem:>?
nie no mi nawet całkiem normalnie jest. gdyby nie to, że.. :(
może i dobrze, że Ktoś Inny rachunkiem się zajął, ja czasu nie mam..
męczy mnie ten sen
kipnę przed tym ołtarzem i tyle będzie, jeny kiedy ja ostatni raz byłam tam tak blisko.. śluby powinny trwac do minut 8miu, życia szkoda. się dziac będzie.. łojjojjoj

09 marca 2006   Komentarze (5)

Bez tytułu

no ale załóżmy, że to jest znak. skąd mam wiedziec, czy człowiek którego rozjechało o 15tej nie śnił noc wcześniej, że coś się stanie. skąd mam wiedziec czy tak właśnie nie jest. jak to jest, że czasem człowiek nie mając objawów jako takich zachowuje się tak jakby czuł, że przyjdzie mu kończyc to Coś tu. kiedy tak patrze na to co wstecz.. Tata pare tygodni wczesniej zaczął porządkowac wszystkie swoje sprawy, jakby czuł. ja nic nie czuje, gorzej niż oglądając kraine Oz, no porażka totalna. czy ja powinnam się przejąc? czy mając taki a nie inny sen, nie wynikający zupełnie z żadnych myśli świadomych, bo tak owych na ten temat nie było, powinnam się przejąc? czy spędzając cały dzień w szlafroku przy komppie z kubłem kawy, spędziłam go tak jakbym chciała spędzic ten ostatni? czy to jest głupota:D? czy gdybym na jawie dowiedziała się, że to już koniec będzie, inaczej bym zrobiła? czy jawa jest bardziej warta uwagi niż to co na śnie? zbyt wiele rzeczy nie pozałatwianych do końca, zbyt wiele nie do załatwienia. poza tym ja się czuję wyjątkowa, tak jakbym nigdy z tego świata odejśc nie miała;) no zupełnie, jak w truman show, wy to wy, ale ja to ja, jak cudowne dziecko wybrane na scenę;) no powaga, powaga hehe. o lol, zaczyna się schiz..

09 marca 2006   Komentarze (3)

Bez tytułu

siadłam na jakimś szpitalnym łóżku i spod kołdry wyjrzała jakaś pokurczona staruszka. powiedziała, że mam się przygotowac, bo mój czas nadchodzi a TEN U GÓRY rachunek mi już robi.. przeleżałam 3h myśląc o tym śnie, a im dłużej o nim mysle, tym bardziej przekonuje się, że sama go zmyśliłam. pod kątem prawdy i fałszu nie ufam sobie. no śniło mi się, śniło.

08 marca 2006   Komentarze (2)

Bez tytułu

ten blog czy co to tam jest.. heh.. tylko ja jestem swoja. potrzebna przerwa od kogoś niekrótka (...)

08 marca 2006   Dodaj komentarz

Bez tytułu

realia nie potrafią doścignąc marzeń. marzenia pączkują z dnia na dzień, w biodrach im przybywa, puchną. gdzie ten czas, kiedy nie było ich wcale:) gdzie ten czas, gdy obojętnośc piekła muskając mnie w ramię.  
czasami wolałabym byc wredna i chamska dla wszystkich. jestem miła za często i oni chcą tego bez przerw.
w podstawówce na 3ej przerwie rozdawali herbate za 1,50 na miesiąc super extra cudnie genialnie zajebiście rozrzedzoną do koloru bezbarwnego.
to 15 tysięcy chyba jeszcze było. podobno jak się połknie monetę trzeba zjeśc ziemniaka. nie wiem czy to pomaga, czy ma jakąś funkcję pociesznika.
nie potrafie pocieszac ludzi. nie potrafię nie ironizowac w myślach, gdy mnie pociesza ktoś.
tajemnicza wypustka czaszkowa pasożytuje dalej. a może to symbioza, bo lubię się w nią drapac.
nudzi mi się towarzystwo jako takie jakiekolwiek. szczerośc gromadzę pod paznokciami. ni to wyjdzie, ni to nie. stępiona trochę, w nogach pijana, sie utrzymac nie może. chwiejnośc się wzmaga, wiosna idzie, zima pada.. wiosny, wiosnyyyy.. jesieni...  

03 marca 2006   Dodaj komentarz

Bez tytułu

otwierałam tą stronę z dużą dawką czegoś co pchnie się do wylania, wyplucia, wypisania. jak zwykle pojęcia nie mam co z tym teraz zrobic.. ech.. no dobra. coś mi się pojawiło na czaszce. czasami się zastanawiam czy słowo 'czaszka' nie jest tak samo a przynajmniej prawie równie dobitnie durne jak 'stopa'. wielkośc orzeszka, to nie guz, to nie syf. w 5 min się chyba  zbuforowało, przynajmniej drapiąc się okazjonalnie co jakiś czas wcześniej, nie zauwazyłam nic podobnego. teraz mnie intryguje. zaglądam do lustra jakbym mogła w nim cokolwiek wypatrzec. taka  mała dysfunkcjonalnośc człowieka - jedna z wielu, choc z drugiej strony jakby tu się móc do ściany obrócic mając i wzrok z tyłu.

kalarepę surową, z ogródka, z ziemi bym zjadła.

01 marca 2006   Komentarze (2)
Kadara | Blogi