Bez tytułu
żal mi samej siebie, bo dobrze wiem, że
otwieram tą karte z próżną nadzieją, że cokolwiek da się tu spisać.
i może nawet pozwolę sobie się łudzić dłużej, choć myszka mnie wpienia
masakrycznie zacinając się przy najdrobniejszym ruchu...
żaba.. to nie chodzi o Ciebie. nie umiem sobie z sobą poradzić. ja nie wiem
czy to te pierdzielnięte tabletki, hormony, niepalenie, czy inne pierdoły,
które przysłaniają mi ostatnie tygodnie, ale tak czy siak problem
tkwi we mnie. żyły swędzą mnie częściej niż zwykle, to taka wewnętrzna
autoirytacja. spoglądam na coś - to zdarzyło się dzisiaj, to zdarzyło się wczoraj,
i łzy cisną się same, kopać mi się chce, wydrapać do krwi ręce z każdej strony.
coraz częściej myślę o tym co za mną, a co zostawiam za sobą nie żegnając się
nawet. coraz częściej myślę o tym co przede mną i targa mną niepewność czy
ja Cię nie zepsuje skarbie.. czy dam radę. słaba jestem, boję się że
pewnego brzydkiego dnia okaże się, że to nie mnie szukałeś.