w sumie nie wiem za bardzo co z sobą zrobic :) dawno nie pisałam, i choc może niewiele się zmieniło, to jednak jakoś człowiekowi trudniej znów chwycic w palce ten klawiszowiec i wystukac choc pare słów. w moc ostatnio entuzjazmu jesiennego, dziś 2h przehuśtane na poczciwej podatnej na wszelkie czynniki atmosferyczne, a w szczególnosci wiatr, skrzypiącej machinie hustawkowej . sentyment z dzieciństwa. migające klatki jak z filmu, nagłe obrazy leśnych i parkowych spacerów, polowania na kasztany, dmuchania w liście w nadziei, że tym sposobem zmusi się je do wyfrunięcia wyżej niż pół metra w górę.. niepokojąca jest tylko ostrośc powietrza. stanowczo za bardzo czasami odczuwa się nutkę zimy. a przecież nie może tak byc, niech nikt nie odbiera jesieni chocby dnia :(
kocham dźwięki. jaki banan na ryjku utworzyc może pare dźwięków z głośnika :) masakra :)
jutro wykładowe bzdetki się zaczynają. w sumie to dzisiaj już. pokręcone to wszystko, wcale nie mam ochoty nigdzie i do nikogo wracac, chcę siedziec w domu, rozmawiac tylko z tymi z którymi chcę, spotykac tych, których chcę i robic to co do łba mi przyjdzie na dany moment. a tak wyraźne ładunki sadyzmu zauważam w planie, który wydaje się przeistaczac stronę tych studiów z dziennej na wieczorową. paranoja. dziś od 8 do 18:40, jutro 9:30-20:35. kiedy ja życ będę :(
jest plus -> ciągłe zajęcie budzi satysfakcję. ale zmęczenie budzi agresję, i obawiam się , że to może dośc negatywnie odbic się na relacjach z innymi, które ostatnio i tak dośc zachwiane są :/ (a wtajemniczeni to już wiedzą o co chodzi...) nie wiem skąd to się wzięło, ale fuckt fucktem, ekipa się kurczy :(
a propos dźwięków, cholernie smutna i przykra staje się Hurtowa pieśń Załoga G gdy tylko z odpowiedniej strony na nią spojrzec. sama prawda :( dziwne emocje wzbudza. zbyt prawdziwe, by nie poruszyły z leksza paradoksalnych myśli.
padam.