Bez tytułu
chyba się opuszczam nieco w tych notkach. im więcej się ładuje w siebie emocji i przeżyc, które nie mają ujścia w formie pisemnej czu ustnej, tym trudniej w ogóle potem zacząc. teraz, mimo że Się Dzieje, mimo, że dzień po dniu jest inaczej, mimo że z minuty na minuty garb tego wszystkiego co wokół [a teraz chce mi się zaśmiac straszecznie, bo i tak nikt nie wie o co mi chodzi hehe] narasta w niepokojące rozmiary - ja czuję pustkę. dziwna to trochę ta pustka, bo źródło w tkwi nie w braku czegokolwiek a w przesycie. za długo nic nie pisałam, za długo nic nikomu nie mówiłam, chaos się zrodził i teraz cokolwiek napiszę, nie będę pewna czy właśnie ta rzecz jest priorytetowa. pewnie tak pomarudzę jak zwykle i na tym się skończy ;)
chce mi się dmuchnąc w dmuchawiec:)
i chce mi się zjechac na dupolocie z olbrzymiej śnieżnej, dobrze ubitej górki. i chce mi się jesieni wiecznej.
chce mi się wiele za wiele. ale był czas kiedy nie chciało się nic, i to był czas przeklęty. obojętnośc umknęła wraz z latem. a teraz zima pełznie i powoli zaczynam czuc [tak profilaktycznie pewnie:P] jak wybijac będzie te zgromadzone, z dziwną łatwością, jak na jesienną aurę przystało, pozytywne wibracje.