i gwiazd spadających, pijanych gwiazd na...
29 stopni. slońce. cieply letni wietrzyk muskający platki nosowe swoim lekkim trzepotem. gdzieś w oddali metrowej falszująco-brzęcząca muchopodobna postać. jak często ludzie przypominają muchy swoją upierdliwością i częstotliwością lądowania w odchodach. przykre.
a ja mam 37,9, nieżyt gardla, nieżyt nosa, pulsującą skroń. jak bardzo wyjątkowy trzeba posiadać system immunologiczny żeby popaść w to średnio przyjemne bagno w miesiącu wrzesień. a teraz siedzę otulona w koc, z wolna wystukując palcami slowa, nad ktorymi nie zastanawiam się wcale, czy brzmią dobrze, czy wypada wlaśnie takich użyć, ważne że są moje. wielki kubek czarnej mocnej. paka chusteczek. i te myśli rozwiane.
to te dni, kiedy nawet Stachura nie pomaga. stan fizyczny gorszy od psychicznego i coś w tym wlaśnie z przyjemności i satysfakcji odnaleźć można..