111kg myśli płaczących
przed chwilą dzwoniła Mama. gadane, gadane i przechodzimy do planów AiK. odwidziało im się zakładanie własnego interesu - najpierw dzieci. M pyta czy nie będzie mi przykro jeśli tak wyjdzie. mówię, że to nie wyścig, że im życzę. pyta, jak tam nasze dzieciaczki. z lekka zszokowana i zdezorientowana próbuje udawać, że nie wiem o co chodzi i kontynuuje temat na bazie dzieciaczków siostry. pytanie się powtarza, z wyraźnie zaakcentowanym słowem 'wasze'... ze ściśniętym w gradle głosem odpowiadam, że nijak. że narazie nie. że najbardziej mi żal tego co mogło być. że jeśli znowu sie nie uda - nie wiem czy sobie poradzę. że teraz jest fajnie, bo się podniosłam. średnio wiarygodnie mi te ostatnie słowa wyplotły się z ust bo towarzyszył im niczym już nie zgłuszany szloch.. M ratując sytuację też poszlochała i zaczeła przekonywać , że nie mogę się poddawać, że się boi, że nie spróbujemy już nigdy. koniec końców przyznała rację, że warto dać organizmowi odpocząć. a kiedy mi sumienie odpocznie?
jasne, że chcę, że pragnę, Potwór też. ale już ostatnio miało być pięknie jak z bajki - tym razem, zupełnie, całkowicie inaczej. miłość, ciepło, czułość na każdym kroku.. okazały się niewystarczające. utwierdziłam się jedynie w przekonaniu, że jestem żałosna. że nie potrafię dać nam tego, czego najbardziej pragniemy. jestem na etapie kiedy mogę patrzeć spokojnie na ciążowe babki, mogę z nimi i o nich rozmawiać. wcześniej unikałam teog jak ognia. meczę się z tym, owszem, ale wolę tak niż robić z siebie godną litości nie do końca kobiecą kobietę. choć Potworowi w żartach się wyrwało - pechowo kiedy naprawdę miałam ochotę na powazną rozmowę, która miała zwiastować optymizm na kolejne miesiące- że mam się nie martwić, bo zawsze są inne sposoby, np. jakaś inna kobieta urodzi nam dziecko...... zabolało bez granic. boli z resztą do dziś, choć przeprosin było wiele. na co one komu.
Dodaj komentarz